Zaczęły się schody

Tak, tak. Już piszemy co tam słychać w naszych przygotowaniach. W końcu #roadtobiketransalp trwa.
Trwa, choć nasze przygotowania przykrywa czarne widmo wirusa, który krąży nad Europą i skutecznie torpeduje plany, przygotowania i szanse.

Cześć!
Już za niecały tydzień pojawię się na starcie trzydziestej edycji Śnieżka Uphill. Meta walki z tą górą będzie jednocześnie początkiem naszych treningów siłowych przygotowujących nas do BIKE TransAlp 2021.
I początkiem przekraczania naszych możliwości. Ujmując to przykładowo:
do dnia otrzymania Dzikiej Karty TransAlp Śnieżka była celem, teraz jest środkiem, drogą i treningiem.
Jeszcze w lutym, kiedy w 10 sekundowym boju udało mi się zarejestrować na Uphill byłem w długoterminowym, treningowym cyklu
i moim celem był świetny wynik na 12 kilometrów wspinaczki. Ale w żadnym przypadku nie przyszło mi do głowy, że muszę narzucić sobie obciążenia wykraczające poza moje możliwości. Poza treningową strefę komfortu. Teraz robię to prawie codziennie, a od 25 sierpnia kasuję z tego zdania słowo prawie.
Właściwie, analizując stan obecny to dobrze, że śnieżkowy Uphill nie jest już celem samym w sobie.
W marcu wszystkie plany i przygotowania legły w gruzach. Z dnia na dzień zamknięto siłownie co przerwało mój oraz Sylwii cykl treningowy z siły kolarskiej prowadzony przez naszego trenera Krissa Ramczyk. Następnie, wraz z lasami pozamykano możliwości treningu na MTB.
Nie mieliśmy też możliwości skorzystania z trenażera.
Nie chcę dywagować czy słusznie to zrobiono czy nie – stało się.
Zbudowana forma powoli odchodziła w zapomnienie. Kolejne starty, które miały być fajną przygodą oraz budowaniem formy odwoływano.
MTB Maraton w Rybniku i w Psarach, rajdy przygodowe w Żorach i w Katowicach, rajdy na orientację w Miasteczku Śląskim i nad zalewem Rożnowskim czy Maraton w Orzeszu. Jeden po drugim wykreślałem z kalendarza i płakałem.
Zresztą MTB w Rybniku odwołano po raz kolejny. Właśnie miałem pisać z niego relację. Płaczę.

No dobrze, a na czym polega nasz trening obecnie?
Czuwające nad nami treningowe anioły zaleciły nam wykorzystać czas dobrej pogody. Kriss – przede wszystkim postawił na trening wydolnościowy. Z myślą o długim wysiłku podczas etapów BIKE TransAlp przygotowuje naszą wydolność tlenową. Nie bez znaczenia jest też wysokość, na której będzie odbywać się wyścig.
My, przyzwyczajeni do naszego standardowego 250 m.n.p.m. musimy przygotować swoje płuca na dużo wyższe wymagania. Ilu zawodowców odpadało z wyścigów ignorując ten fakt.
Aby przygotować naszą wydolność na tym pierwszym etapie przygotowań wykonujemy dwa rodzaje treningów.
Pierwszy to długodystansowa jazda na szosie w okolicach 80% naszego maksymalnego FTP (co to – wkrótce będzie o tym cały wpis). Tak więc wsiadamy na nasze szosowe bestie – znaczy ja mam bestię, Sylwia ma szosową arystokratkę – i wyruszamy dwa razy w tygodniu na około trzygodzinną drogę. Podczas tych wyjazdów staramy się unikać bardzo stromych podjazdów oraz ścigania, aby nie przekroczyć wartości tętna poza tzw. Sweet Spot.
Drugi rodzaj treningu to trening interwałowy. Również dwa razy w tygodniu. Wykorzystujemy do tego możliwości jakie daje Indoor Cycling i zajęcia prowadzone przez naszego Krissa w autorskiej metodzie Power Cycling.
To prawdziwa petarda treningowa. Jeżeli potrafisz wygenerować z siebie 100% swojej aktualnej mocy to efekty są fenomenalne.

Drugą osobą ogromnie nas wspierającą jest Iza Dudek. Osoba na pewno znana uczestnikom maratonów MTB i uczestniczkom szosowej babskiej środy. Ogólnie kolarska wariatka. 🙂
Iza postanowiła kontrolować nasze postępy techniczne. Sylwia już dwukrotnie mogła się przekonać, że dla Izy nie ma ścieżek niemożliwych do przebycia na rowerze i zjazdów zbyt stromych by ich nie pokonać.
Jej najważniejsza rada to jeździć do…. do utraty sił. Jeździć na Góralu, po ciężkim terenie, po górach, po technicznie trudnych odcinkach. To jest bardzo dobra rada. Nic nie daje takiego poczucia bezpieczeństwa i pewności siebie jak nie odklejanie się od roweru.
Kiedy pierwszy raz przejechałem najłatwiejszą trasą w Bike Parku Bielszowice Trails to ominąłem jedną z przeszkód, tzw. stolik. Za drugim razem przejechałem, choć jak po szkle. Teraz próbuję całą przeszkodę przeskoczyć. Serio. Ja. Przeskoczyć.

Z pewnością zauważyliście, że oba rodzaje treningów w jednym cyklu mogą się trochę wykluczać. Nie tylko trochę. Jestem przekonany, że wykluczają się dość mocno i w większości systemów nie występują w tym samym czasie. Jednakże my projektujemy własną ścieżkę. Nazwijmy ją: Caramba, już tylko 10,5 miesiąca do startu.
Tak więc już jest sporo trenowania. Za tydzień pojawi się trening siłowy i motoryczny. Najprawdopodobniej za chwilę trafimy również w ręce fizjo. A co z pracą?
Nasze życie toczy się już tak bardzo wokół (nomen omen) dwóch kół, że najchętniej przyjmę pracę w sklepie i serwisie rowerowym. Serio, nie macie czegoś? 🙂
Oczywiście pojawiły się także pierwsze schody. Nasze rowery nie wytrzymują intensywności treningów. Szczególnie obrywa rower Sylwii.
Tak na początek skrzywiona obręcz, zatarta manetka przerzutki.
Wymiana roweru to w tym momencie podstawa. Musimy zintensyfikować nasze działania organizacyjne.
Jeżeli macie kogoś kto może nam pomóc w doborze i zakupie sprzętu, który poradzi sobie w Alpach, to będziemy bardzo wdzięczni.
A tymczasem oczekujcie kolejnego wpisu. Tym razem będzie to wpis karkonoski. Mam nadzieję, że ilość turystów, która w postanowiła akurat w tym roku odwiedzić Śnieżkę nie spowoduje odwołania imprezy. 🙂
Czekam również na Wasze komentarze dotyczące wpisu, treningu, sprzętu – ale także nowej strony, na której działa nasz blog. Podoba Wam się ta zmiana? Jeżeli macie jakieś uwagi to chętnie je przeczytam.
Do następnego
Radek
0 komentarzy